niedziela, 3 października 2010

chora na umyśle

to był najbardziej hardcorowy miesiąc ( i trochę) w moim życiu... o trzy tony za dużo złych emocji, miesięczna jazda rollercoasterem ciągle w dół i gwałtowne wzniesienie...

Chyba jestem chora na umyśle- tak bardzo tego chciałam, tak mocno o to walczyłam, a teraz nie potrafię się cieszyć tak jak powinnam...
Zewsząd- zza szafy, spod łóżka, zza rogu i w mojej głowie czasi się on- Pan Strach... Pan Strach nakazuje być czujną, ciągle pamiętać o "kiedyś", ciągle się oglądać za siebie i rozglądać wokół siebie, analizować, wsłuchiwać, wyczytywać z twarzy, szukać najmniejszych "znaków", być ciągle spiętą i ciągle w gotowości.
To on daje poczucie, że jak tylko zaprzestanę to zdarzy się najgorsze, a wtedy chyba już nie przeżyję, pęknie mi serce, a wszyscy pomyślą, że to zawał... To on budzi mnie po trzech godzinach snu przerażoną i niewiedzącą co jest jawą a co snem, to on nakazuje w środku nocy wstawać, zapalać światło i spoglądać  w kąt czy jest dowód na realność tego.To on pozwala tylko słyszeć,a nie ufać i wierzyć.
To on ciągle przypomina mi, że pierwszy raz w życiu nie zostało mi nic- najcieńsza nawet skorupka czy warstewka ochronna, że teraz można mnie powalić na ziemię jednym małym dmuchnięciem, rozgnieść na pył delikatnym dotknięciem paluszka...




...kto nie ryzykuje ten nie wygrywa...?



chcę wierzyć.

tulipany. moje ulubione...

1 komentarz: